|
|
Wywiad z Ajahnem Sumedho |
|
Ajahn Sumedho
|
|
Pierwszy
raz spotkałem Ajahna Sumedho wiosną 1979 roku, w Centrum Wyższych
Studiów Tybetologii w Szwajcarii. Właśnie zakończył prowadzenie
dziesięciodniowego kursu w górach, niedaleko Berna i otrzymał
zaproszenie na spędzenie kilku dni w Centrum, przez opata tegoż Centrum,
Geshe Rabten’a. A oto ilustracja stanowczości Sumedho dotycząca ważności praktyki i medytacji: Kiedy obaj spacerowaliśmy po zboczach wzgórz niedaleko Centrum, podziwiając francuskie i szwedzkie Alpy z jeziorem Genewskim poniżej, zapytał mnie, czy pragnę powrócić do Indii. Odpowiedziałem, że wróciłbym tam, gdyby miało to na celu udoskonalenie mego języka Tybetańskiego. Mógłbym wtedy wrócić na Wschód i działać jako ustny tłumacz tybetańskich mistrzów i pisemny tłumacz tekstów tybetańskich. Jego jedyną odpowiedzią na to było: "Dlaczego po prostu nie staniesz się oświeconym?" Kiedy Ajahn Sumedho przybył do "The Insight Meditation Society" w maju 1981 roku, poprowadził ośmiodniowe warsztaty medytacyjne. Jak pokaże poniższy wywiad, nie ma żadnych specjalnych ulepszeń w medytacji; nie ma żadnej szczególnej techniki, której by nauczano. Jedynym obowiązkiem człowieka jest pozostanie uważnym we wszystkich czynnościach, przez cały dzień. Żyj prosto, bądź naturalny i obserwuj umysł, to klucze to jego praktyki. W czasie
owych warsztatów, przez dwie godziny każdego popołudnia uczniowie
wykonywali różne zadania w Centrum. Niektórzy malowali, inni sprzątali w
budynku, jeszcze inni pracowali w ogrodzie. Każdego ranka i wieczoru
odśpiewywaliśmy modlitwy, a ja byłem raczej zaskoczony tym, że
dwudziestu pięciu uczestników (spośród których większość po raz pierwszy
miała kontakt z medytacją) tak szybko i łatwo przystosowało się do bicia
pokłonów i obrządków, które dwóch mnichów, Sumedho i młody angielski
mnich Sucitto, nakazywało im wykonywać. Najbardziej zachęcające dla mnie było to, że zobaczyłem, iż są mnisi, którzy posiadają determinację i motywację do podtrzymywania czystości tradycji. Z wieloma z pytaniami, które postawiłem w tej rozprawie, dotyczącymi braku przystosowania i ślepego posłuszeństwa duchowym organizacjom i nauczycielom, Ajahn Sumedho poradził sobie umiejętnie i mądrze. Doceniałem jego humor i cierpliwość dla moich uporczywych pytań dotyczących zorganizowanej religii. Jego poglądy na wartość tradycji i klasztornego życia umożliwiły mi zobaczenie tej kwestii z innej perspektywy. Tutaj jest natomiast główna część naszych trzech wywiadów:Roger Wheeler: Czcigodny, co przyciągnęło Cię do Buddyzmu? Co czułeś, że Buddyzm może Ci zaoferować? Ajahn Sumedho: Ścieżkę wybawienia. Czy próbowałeś również innych ścieżek i metod? Swego czasu
byłem dość dewocyjnym chrześcijaninem, ale później rozczarowałem się
chrześcijaństwem, głównie dlatego, że nie rozumiałem nauczania i nie
potrafiłem znaleźć nikogo, kto mógłby mi je pomóc zrozumieć. W
chrześcijaństwie zdawało się nie być innych sposobów praktyki, jak tylko
wiara i ślepa akceptacja tego co zostało powiedziane. ( Ajahn Sumedho wspomniał, że zainspirowały go książki D.T.Suzuki'ego oraz że z buddyzmem spotkał się w Japonii, podczas pobytu w marynarce w trakcie wojny Koreańskiej - przyp. R.W.) Czy po ukończeniu służby w marynarce pozostał Czcigodny w Kalifornii, czy powrócił do Azji? Po opuszczeniu marynarki wróciłem na Uniwersytet w Waszyngtonie, aby ukończyć licencjat z orientalistyki. Wtedy udałem się na Uniwersytet w Kalifornii, w Berkeley, aby zdobyć tytuł magistra w studiach na temat Azji Południowej. Kiedy ukończyłem studia w 1963 roku, wstąpiłem do Korpusu Pokoju. Co na przykład przyciągnęło Czcigodnego do Tajlandii, bardziej niż do Japonii, skąd pochodzi nauczanie Suzuki'ego? Więc, to było w tej części świata. Pamiętałem także mroźne zimy Japonii. podczas gdy Tajlandia ma taki miły, słoneczny klimat. Poczułem, że mógłbym zobaczyć co Tajlandia miała mi do zaoferowania, ponieważ obawiałem się konieczności znoszenia tych mroźnych zim. Czy udał się Czcigodny bezpośrednio do klasztoru Ajahna Chah? Nie,
najpierw udałem się do Bangkoku, gdzie praktykowałem medytację jako
amator. W czasie poranków nauczyłem się języka angielskiego na
uniwersytecie Thammasat, a popołudniami chodziłem praktykować medytację. I pozostał Czcigodny w klasztorze Ajahna Chah przez dziesięć lat? Tak. Wspomniał Czcigodny, że to aspekt "wątpienia" przyciągnął go do buddyzmu. Człowiek miał prawo wątpić. Bardzo często zdarza się, że ludzie ciągną do tradycji tybetańskiej z powodu osobowości czy też mądrości nauczyciela. Czy nauczyciel ma aż tak znaczącą rolę w tradycji Theravada? Nie. Nauczyciele starają się od tego jak najbardziej odejść; jednak ludzi bardzo często przyciągają nauczyciele, co jest bardzo naturalne. Jednakże sama dyscyplina jest zorganizowana w taki sposób, że człowiek nie adoruje nauczyciela. Trzyma się on dyscypliny poprzez pełną szacunku postawę i współczujące uczynki wobec nauczyciela i innych. Tak naprawdę nie szukałem nauczyciela. Nie czułem potrzeby posiadania jakiegokolwiek jego rodzaju. Jednak ufałem w nauki Buddy. Kiedy spotkałem Ajahna Chah, moja ufność wzrosła, kiedy zdałem sobie sprawę jakim był mądrym człowiekiem. Na początku lubiłem go, ale nie czułem żadnego wielkiego szacunku. Ale pozostałem w jego klasztorze, tak naprawdę nie wiem dlaczego, ponieważ było tam bardzo dużo rzeczy, które mi się w tym miejscu nie podobały. Jednak po prostu zostałem tam… przez dziesięć lat! Jak Ajahn Chah nauczał swoich podopiecznych? Ajahn Chah
założył klasztor, który daje ludziom możliwość przyjęcia święceń i
praktykowania buddyjskiej medytacji. To co głównie oferuje, to miejsce,
wspomagające środowisko.
Chciałbym przeczytać Czcigodnemu coś autorstwa Krishnamurti’ego, co
dotyczy tradycji. Mówi on: "Przeniesienie przeszłości do teraźniejszości,
przetłumaczenie mechanizmu teraźniejszości na kategorie przeszłości,
niszczy żyjące piękno teraźniejszości. Nie ma nic nienaruszalnego w
tradycji, czy to starożytnej czy nowożytnej. Mózg nosi wspomnienia z
wczoraj, co staje się tradycją i boi się je puścić, ponieważ nie potrafi
zmierzyć się z czymś nowym. Tradycja staje się naszym zabezpieczeniem, a
kiedy umysł czuje się bezpiecznie, zaczyna znikać. Człowiek musi podjąć
samotnie wraz z pięknem i miłością wyprawę, lekko, słodko, bez żadnego
wysiłku, nie zatrzymując się w żadnej świątyni, przy żadnym pomniku, czy
też dla żadnego bohatera, społecznego czy religijnego." A więc, to
jak jazda samochodem. Ktoś może odrzucić zasady związane z samochodem i
powiedzieć: "Nie mam zamiaru na nich polegać, ponieważ są z przeszłości.
Tak więc pójdę do Nowego Jorku na piechotę." Albo: "Wynajdę swój własny
samochód, ponieważ nie chce naśladować innych i wziąć czegoś co jest z
przeszłości i wnieść to do teraźniejszości." Mógłbym to zrobić i być
może odniósłbym sukces. Nie wiem. On pyta swoich słuchaczy: "Nie wiem dlaczego kupujecie te książki." Żyjemy w
klasycznym świecie. Nie chodzi o poleganie na konwencjach, ale o uczenie
się, jak ich umiejętnie używać. Możemy wykorzystać język, aby plotkować,
kłamać, stać się opętanymi mówcami; możemy za pomocą języka stać się
perfekcjonistami, marudami. Ważną rzeczą, którą trzeba zrozumieć jest
to, że język to komunikacja. Kiedy coś ci komunikuję, staram się mówić
tak bezpośrednio i jasno jak to możliwe. To jest umiejętność. Ale gdyby
odcięto mi język, nauczyłbym się po prostu żyć bez mówienia – to
wszystko. Nie byłoby to jakieś wielkie nieszczęście, ale małe
uniedogodnienie – w niektórych przypadkach; mogłoby to jednak być
wygodne w innych przypadkach.
Wspomniał Czcigodny, że tradycje mogą być wykorzystywane w zależności od
czasu i miejsca. Zauważyłem, że Ty Czcigodny i Sucitto chodzicie rano po
"jałmużnę" w mieście Barre. Z jednej strony uważam, że to wspaniałe. Z
drugiej zaś strony zastanawiam się, jaki to ma wpływ na społeczeństwo,
które nie wyznaje buddyzmu. Dla przeciętnego gospodarza, osoba nosząca
pomarańczowe lub czerwone szaty, może być niczym innym jak wyznawca Hare
Kriszny. A więc
intencje są dobre, czas jest teraz, a miejsce tutaj. Niektórzy ludzie
będą zbulwersowani; dla innych będzie o bardzo mile. W Anglii bulwersuje
to niektórych ludzi, ale czasami potrzebują oni być zbulwersowanymi.
Potrzebują, żeby nimi trochę potrząsnąć, ponieważ w tych krajach są oni
bardzo beztroscy. W moim własnym mniemaniu i domyślam się, że także w mniemaniu innych, chodzenie po jałmużnę może wydawać się czymś w rodzaju przylgnięcia do formy, do tradycji. Wtedy ten ktoś nie jest uważny. To byłoby zwykle przylgnięcie do metody. Jednak to ciągle lepsze niż to do czego przylega większość ludzi, czyż nie? Nie jestem pewien. Czy możliwe jest wydanie dobrego wyroku na temat przylegania? Jednakże w jaki sposób człowiek jest w stanie ciągle czuwać, w dzień i w nocy? Podczas wykonywania pewnych rytuałów, modlenia się czy też chodzenia po jałmużnę, jak można uniknąć powtarzania się, mechanicznej rutyny w naszej codziennej egzystencji? Codzienna egzystencja jest mechaniczna i rutynowa. Ciało jest mechaniczne i rutynowe. Społeczeństwo też takie jest. Wszystkie złożone rzeczy po prostu robią w kółko to samo. Ale nasze umysły nie muszą być więcej zwodzone przez te nawyki. Krishnamurti mówi, że ci religijni ludzie, ci którzy mieszkają w klasztorze, w izolacji, lub którzy wychodzą w góry lub na pustynię, zmuszają swoje umysły do przystosowania do ustalonych wzorców. Czcigodny powiedział wcześniej, że w klasztorze Ajahna Chah przystosowywał się do zwierzchności, ponieważ czuł to wcześniej… Człowiek przystosowuje swoje czyny do wzorca. To wszystko. Tak, Krishnamurti mówi: ‘narzucanie umysłom wzorów’. Umysły też przystosowują się do ustalonych wzorców, nie tylko ciało. Są one zależne. Racja. To jest praktyka samantha’y (spokoju, koncentracji): wierzenie w doktryny i przyswajanie warunków. Ale to nie jest celem medytacji buddyjskiej. Praktyka samantha’y polega na przystosowaniu się do doktryn? Jeśli człowiek wierzy w doktryny, w jego głowie istnieją myśli, aby zaakceptować pewne doktrynalne techniki i odrzucić te, które nie pasują. Jest też praktyka samantha’y dotycząca spokoju, gdzie trenuje się swój umysł w skupianiu się na obiekcie. Ta praktyka uspokaja i stabilizuje umysł. A Czcigodny nazywa to "ustalonym wzorcem" Tak. Zwyczajny rytm oddechu człowieka jest ustalonym wzorcem, do którego przylegasz i jesteś przywiązany, czyż nie? To daje umysłowi trochę spokoju. Człowiek nie "przylega" do oddechu. Oddychanie dzieje się naturalnie. Można powiedzieć, że obserwuje się oddech… Człowiek skupia się wyłącznie na oddechu. W danym momencie koncentruje się na nim i nie zauważa żadnego innego obiektu. Nie za bardzo rozumiem. Co to ma wspólnego z umysłem notorycznie naśladującym dogmaty? Jakikolwiek
jest wzorzec czy warunek (sankhara), jeśli człowiek wierzy w ten wzorzec,
staje się nim. Jeśli ktoś przywiązuje się do jakiegoś obiektu, wtedy
staje się tym obiektem. Tak więc kiedy człowiek koncentruje się na
normalnym oddechu, wtedy staje się tym normalnym oddechem. Mentalnie,
przybiera jego formę, staje się jednym z tym obiektem na tak długo, jak
długo trwa koncentracja. Dlaczego religie wyrodnieją? Ponieważ są one tylko konwencjonalną prawdą. Nie są one ostateczną prawdą. Ale ludzie nie praktykują. Oni praktykują mechanicznie. Kiedy tutaj nauczyciel prowadzi kurs, często rodzi się pytanie: „Buddyzm jest znany jako religia pokoju i powiedziane jest, że żadna wojna nie zaczęła się z powodu buddyzmu.” Ale proszę spojrzeć na Tybet i Kambodżę. Ludzie zostali zmasakrowani. W Laosie mnisi pracują na polu. Jeden wizytujący mnich z Kambodży powiedział, że w zasadzie ludzie nie praktykują i właśnie dlatego wszystko się rozpada i dlatego jest tyle problemów. Cóż,
dlaczego świat jest jaki jest? Dlaczego zlikwidowano dwa miliony ludzi z
Kambodży? Można spekulować. Ale jedyną rzeczą, której człowiek może być
pewien jest to, że stan jego umysłu – chciwość, nienawiść i ułuda – są
odzwierciedleniem świata, takim jakim jest. Świat ma morderców, śmierć,
okrucieństwo i zniszczenie ponieważ robimy to ciągle także w naszych
umysłach. Wiele
rzeczy, których się boimy, jest tak naprawdę naszymi przyjaciółmi – tak
jak strach sam w sobie. Boimy się nieznanego, ale nieznane jest drogą do
oświecenia. Niewiedza wnosi do ludzkiego życia terror. Wielu ludzi
spędza dużą część swego życia na szukaniu zabezpieczenia, w takiej czy
innej formie, z powodu strachu. Powoduje nimi strach. Wtedy oszczędzają
dużą ilość pieniędzy, szukają przyjemności lub też bezpiecznego miejsca
do życia, albo też szukają idealnej osoby, która mają nadzieje sprawi,
że będą szczęśliwi na zawsze. To jest strach przed byciem samemu, strach
przed nieznanym – przed tym czego nie możemy wiedzieć. W medytacji,
kiedy jest się uważnym, cały ten strach – widziany takim jakim jest
naprawdę – prowadzi nas do nieśmiertelnego, do ciszy. Jednakże strach
jest czymś, na co bardzo silnie reagujemy. Co z tym robisz? To jest to o czym mówię. Nie mogę nic poradzić na zepsutą wersję świata pana Pola Pot’a. To jak miał zamiar rozwiązać problem było idiotyzmem. Ale widziałem taki sam idiotyzm w sobie samym: pragnienie wymazania tego co mi się nie podoba lub tego co uważałem za przyczynę cierpienia mojego i świata. Tu właśnie człowiek może zobaczyć skąd się bierze problem. Ktoś może powiedzieć „Och, mnisi nie byli wystarczająco dobrzy”, ale to jest szczerze mówiąc nie fair. (Następne pytanie nie zostało nagrane) Miałem
bardzo szczęśliwe doświadczenie z buddyjskim mnichem Ajahnem Chah i
widzę, jaką jest szczęśliwą, tolerancyjną i harmonijną istotą.
Oczywiście wielu jego uczniów nie rozumie jego nauk. Jednak z całą
pewnością rozjaśnia on wszystko i oferuje im każdą okazję na praktykę i
znalezienie odpowiedzi. Człowiek
nie uważa dukkha za pewnego rodzaju nieuchwytną rzecz, która krąży po
świecie. Jeśli naprawdę spojrzy się na swój umysł, znajdzie się tam
niezadowolenie, niepokój, strach i zmartwienie. To jest coś co można
zobaczyć samemu. Nie trzeba wierzyć. Byłoby idiotyzmem powiedzieć: „Wierzę
w pierwszą, szlachetną prawdę.”, lub: „Nie wierzę w pierwszą, szlachetną
prawdę. Uważam, że wszystko jest wspaniałe.” To nie jest kwestia
wierzenia, czy nie wierzenia, ale raczej spojrzenia w głąb siebie i
zapytania: „Czy zawsze czuję się wspaniale i jestem szczęśliwy? Czy
życie jest po prostu ciągłym źródłem zachwytu i radości? Czy jednak
czasem czuję depresję, zwątpienie, strach, itp.?” Jednak uważność sama w sobie nie jest wystarczającym czynnikiem. Neutralnym. Ona nie należy do nikogo. Nie jest czymś, czego człowiekowi brakuje; nie jest osobistą własnością. Są wystarczające i niewystarczające duchowe czynniki, są też czynniki, które są zawsze obecne, tak jak uważność. Uważność nie jest wrodzonym dobrem. Jest to świadomość dobra i zła jako zmiany. Używając czynnika mądrości dyskryminującego czujność (satipańńa), widzi się wpływy dobra i zła jako niestałe i nieosobowe. Uważność wyzwala człowieka z ułudy, którą te wpływy mają skłonność dawać. Chciałbym wrócić na chwilę do roli tradycji. Czy uważa Czcigodny, że przywarcie do określonej tradycji mogłoby naturalnie mieć wpływ na oddzielenie człowieka od innej tradycji, która ma pewien zbiór wartości? Cóż, tak czy inaczej, na poziomie konwencji wszystko jest oddzielone. Ty jesteś oddzielony ode mnie jako osoba, jako ciało. To może zostać rozwiązane tylko wtedy kiedy połączymy się poprzez rozwijanie mądrości. W konwencjonalnej formie jest tylko rozdzielenie. Zawsze będą mężczyźni i kobiety oraz niezliczone konwencje religijne. Wszystkie są na poziomie zmysłowego postrzegania, które jest zawsze dyskryminujące i rozdzielające. Nie może być inaczej. Jednak, jeśli człowiek jest uważny, te właśnie konwencje zabiorą go do nieśmiertelnego, gdzie się połączymy. Tam nie ma żadnego „ty” czy „ja. “Nieśmiertelny” – w jakim sensie używa czcigodny tego słowa? To po prostu oznacza tego, który nigdy się nie rodzi i nigdy nie umiera. Nic więcej nie można powiedzieć, ponieważ słowa są narodzinami i śmiercią. Czy można powiedzieć, że ‘nieśmiertelny’ jest synonimem końca przylegania i chwytania się? Nie-przywiązania do warunków śmiertelnika. Uważam to bardziej za sedno sprawy niż za wyjątek, że kiedy ktoś należy do grupy, ma tendencję do czucia się bezpiecznie, a także do potępiania, bagatelizowania lub mówienia z lekceważeniem do tych, którzy nie dzielą jego religijnych poglądów czy też filozoficznych dogmatów. Byłem dość zainteresowany tymi sprawami, kiedy opuściłem Centrum w Szwajcarii… Jak przezwyciężyć to uczucie separacji, formy przeciwko istocie? Jak można być wolnym od dostania się w sieci formy, czy to w uczelnianym czy medytacyjnym środowisku? Cóż, po prostu bądź oświecony. To rozwiąże wszystkie twoje problemy. Dziękuję bardzo. Trzeba
wyciągnąć z tych wszystkich rzeczy to co najlepsze. Nawet tutaj ("The
Insight Meditation society") medytacja jest czymś w rodzaju dostarczenia
informacji. To tak jakbyś siedział na wysokim krześle, a twoja mama
przyszła i podała Ci to na małym talerzyku. To idealistyczne. Dla
medytujących nie ma praktycznie żadnych starć; wszystko jest bezpieczne
i uwarunkowane. W moim
własnym życiu zobaczyłem jak przywiązałem się do nauczycieli, tradycji i
zasad. Jeśli jest się poważnym i obserwuje dukkha (cierpienie,
niezadowolenie), wtedy zaczyna się je widzieć i porzuca się je. Nie
oznacza to, że należy wyrzucić tradycję; to po prostu oznacza, że
człowiek może nią być nieskrępowany. Czy uważa Czcigodny ten typ nauczania za niesłuszny? Czy mógłby jednak być użyty odpowiednio? Nie. Racja.
To nauczanie jak używać takich rzeczy poprawnie, mądrze. Nic we
wszechświecie się nie marnuje. To wszystko jest doskonałe. Nie ma w tym
nic co powinno być odrzucone czy dodane. Nie ma nic niewłaściwego,
naprawdę.
Wspomniał Czcigodny, że w klasztorze Ajahna Chah kładzie się nacisk na podtrzymywanie Vinaya, dyscypliny mnichów. Czy którykolwiek z mnichów studiuje pisma: np. Abhidhamma? Czy Ajahn Chah uważa to za potrzebne lub przypisuje jakąkolwiek rolę studiowaniu? Mnisi
studiują. Istnieją rządowe egzaminy, w których mnich może zdawać egzamin
na trzech poziomach. Ajahn Chah bardzo zachęca mnichów do podchodzenia
do tych egzaminów, które są oparte na podstawowym, intelektualnym
zrozumieniu Dhammy i Vinaya. **Czy Ajahn Chah oczekuje, że jego mnisi będą się nauczać takich czy innych kwestii?
** Gdy są gotowi, on mówi im, aby nauczali. Tak więc większość lub wszyscy mnisi będą pewnego dnia nauczać? To zależy także od mnicha. Niektórzy mnisi nie potrafią nauczać; po prostu nie posiadają tej zdolności. Niektórzy jednak nauczają na inne sposoby, choćby poprzez przykład ich życia. Czcigodny powiedział wcześniej, że miał wiele trudności kiedy był w Wat Pah Pong. Co to były za trudności? Oczywiście na początku czcigodny nie potrafił w ogóle mówić w tym języku. Jestem pewien, że to była bardzo duża trudność. Cóż, to po prostu dziwna kultura i język. W takiej sytuacji trzeba porzucić praktycznie wszystko do czego było się przyzwyczajonym przez całe życie. Jak sobie Czcigodny z tym poradził? Po prostu
sobie poradziłem. Prawdę mówiąc nie bardzo wiem jak powiedzieć jak sobie
z tym poradziłem. Jeśli człowiek chciał zostać i uczyć się od tego
miejsca, po prostu robił to co musiał robić. Mnie udało się zmienić moje
ścieżki, aby dostosować się do ich ścieżek. Czasami, kiedy ludzie z dwóch różnych kultur spotykają się, może się pojawić pewnego rodzaju kulturowa arogancja z jednej czy drugiej strony, lub też z obu. Czy spotkał się Czcigodny z czymś takim? Cóż, tak.
Tajlandzcy ludzie mają, jak każdy, uczucia dotyczące ich kultury i
społeczeństwa. Jednakże, wszyscy dzielimy życie w klasztorze, gdzie
kładzie się nacisk nie na spuściznę kulturową, lecz raczej na nauczanie
Buddy. Tak więc różnice kulturowe nie zdawały się mieć dla kogokolwiek
większego znaczenia. Rozmawialiśmy raz o tradycjach i rutynach, oraz o tym jak beztroskie podejście może wpłynąć na praktykę człowieka. Zwykle w młodym mnichu rodzi się tendencja do bycia bardzo surowym w stosunku do swoich ślubowań i do utrzymywania ścisłej dyscypliny. Później człowiek uświadamia sobie, że tak naprawdę nie wgłębia się, czy też nie praktykuje na poważnie. Pojawia się tendencja do bycia mechanicznym we własnych działaniach i być może ta wola odkrycia prawdy kostnieje pod ciężarem organizacji czy tradycji. Czy znalazł Czcigodny tego typu wynaturzenia w Wat Pah Pong? Nie
znalazłem tego w mojej osobie, ponieważ miałem w sobie dość dużą
motywację – i nie pozwoliłem żadnej tradycji mnie zatrzymać. Jednakże
widziałem, iż niektórzy mnisi nie byli zbyt zmotywowani. Tkwili w tym
tylko dlatego, że to była ich tradycja. Dlatego mieli tendencję do
tonięcia w rutynowym życiu mnicha. Mam wrażenie, że Czcigodny naśmiewa się ze mnie.. Krishnamurti mówi: „Rolą guru jest wskazać. Potem przestać i pozwolić osobie się uczyć. Jeśli poszukuje, znajdzie. Ale jeśli powie się jej wszystko, wtedy traktuje się ją jak dziecko. Nie ma w tym żadnego sensu.” Racja, racja. Na swoim stanowisku opata, jak Czcigodny pokierowałby swoich mnichów, aby uchronić ich od możliwości przyjęcia pewnych rzeczy za oczywiste, w szczególności jeśli chodzi o otrzymywanie datków od świeckich "sponsorów"? Jaki sposób doradziłby im Czcigodny na zabezpieczenie się przed wpadnięciem w rutynę; przed uczuciem, że to po prostu miłe, wygodne życie? Cóż, to nie
do końca jest wygodne życie. W Anglii problem nie tkwi we wpadaniu w
rutynę, ponieważ nie ma tam żadnej tradycji w którą można by było wpaść.
To jest nowe i świeże. Tak więc nie chodzi tu o to, że ktoś może
rzeczywiście wpaść w cokolwiek. Jednakże u niektórych ludzi może pojawić się luka pomiędzy ich własnymi tendencjami i skłonnościami, a ideologią, której drogą podążają. Jak można zewrzeć tą lukę? Właśnie
dlatego należy dać ludziom przestrzeń. To jest prawdziwa wartość życia
klasztornego. Trzeba dać ludziom czas i możliwość, aby mogli się
rozwinąć, zamiast oczekiwać, że dokonają w sobie wielkich zmian od razu.
Niektórzy ludzie zrozumieją od razu; innym zajmie to lata. To wcale nie
znaczy, że będzie się uczyć tylko tych, którzy rozumieją od razu – oni
nie potrzebują zbyt wiele nauki! Nie uważa jednak Czcigodny, że społeczeństwo mnichów mogłoby być czymś w rodzaju podpory czy niewoli, powstrzymującej osobę przed wzrostem? Nie.
Wszystko może być podporą czy niewolą. Wszystko zależy od tego, czy
człowiek jej używa, czy się na niej opiera. Ludzie uważają, że
posiadanie podpory jest złe. Podpory same w sobie nie są złe. Czasami
ich potrzebujemy. Dał Czcigodny przykład raczkującego dziecka, rozwijającego się wolno, stopniowo; osoby, która jest wewnątrz systemu, zwyczajnie przystosowującej się do wzorca bez prawdziwego zagłębienia się – jak ten system czy organizacja może pomóc jej wyrwać się z rutyny w której tkwi… Cóż, wie Czcigodny, mówię po prostu o sobie… Czasami czuje, że koniecznym jest zmierzanie do jedynego celu, jakim jest zmiana tego co może być beztroskim stylem życia. Życie
ciągle się zmienia. Nie tylko formy i warunki się zmieniają. Niektórzy
mnisi muszą zdjąć szaty i odejść. Inni, po latach, nie znajdują w tym
nic dla siebie i szukają czegoś innego do roboty. Wszystko o co można
ich poprosić, to aby starali się być tak szczerzy, jak to możliwe w
stosunku do swoich intencji. Każda osoba musi sama wypracować swoje
własne życie… Jako opat Chithurst, jak Czcigodny radzi swoim mnichom patrzeć na ceremonie i rytuały, które mogą wydawać się raczej odległe od rzeczywistej praktyki? Osobiście
lubię rytuały. Dość przyjemnie się je odprawia; są uspokajające. Robi
się je w grupie ludzi. Jest to coś przyjemnego, co robi się razem,
zgodnie. Intencja jest zawsze dobra: emitować życzliwość i intonować
nauki Buddy w języku Pali. Zmierza to do dodania otuchy i zainspirowania
umysłów wielu ludzi. Jak sądzę to jest jedyna tego funkcja. Grubiańskie? Grubiańskie.
Ludzie po prostu nie mają poczucia ceremoniału, rodzaju subtelności,
pięknego poruszania się, poczucia czasu i miejsca, które się ma kiedy
rozumie się wartość nauczania i ceremonii. One mają swoje piękno. Jakkolwiek
na tym się nie kończy. To mogłoby być głupie, gdyby miało się na tym
skończyć. Nie jest to też konieczne. Jeśli nie jest odpowiednie lub
ludzie tego nie chcą, wtedy się tego po prostu nie stosuje. To jest coś
co można stosować lub nie, w zależności od czasu i miejsca. Jak spogląda Czcigodny na swoja rolę jako opata? Jak widzi siebie jako postać zarządzającą Chithurst? Prawdę
mówiąc w ogóle o tym nie myślę. Zachowuję się jak opat. W mojej naturze
jest cenić wysoko dostojeństwo i układy hierarchiczne. Nie uważam ich za
nie do zniesienia. Tak naprawdę uważam rolę opata za wspaniałą zabawę.
Bardzo miło jest być na tej pozycji. Ma to jednak i swoje złe strony, w
takim sensie, że wszystko spada na moją głowę. Jak medytował Czcigodny nad tą ‘nieudolnością’, która czuł? Jak sobie Czcigodny z nią poradził? Po prostu obserwowałem. Po prostu zbliżyłem się i wsłuchałem w narzekanie, pojękujący stan mego umysłu, który ciągle zrzędził: „Nie jestem gotowy”… Ponownie, w czasie dzisiejszych medytacji porannych, narastały we mnie gniew i oburzenie. Tym razem po prostu pozwoliłem im przyjść, obserwowałem je, patrzyłem na nie… narastały i przemijały… bez utożsamiania się z nimi, bez angażowania się w nie. I przeszły (i z pewnością powrócą znowu!) Czy na tym właśnie polega praktyka: na ciągłym, jednostajnym, ustawicznym obserwowaniu pojawiania się i przemijania zjawisk? To jest właśnie świadomość. A te przeszkody po prostu znikną, prysną po pewnym czasie? Właśnie tak. Jeśli człowiek nie będzie się nad nimi rozdrabniał, nawyki po prostu zanikną. Ale nawet jeśli człowiek się nad nimi nie rozdrabnia, ponieważ skłonność do tendencji pojawia się w pewnym stanie mentalnych zaburzeń, czy nie ma działania, które z tego powstaje? Człowiek
nie może nic poradzić na pojawiające się stany, które sprawiają, że w
jego umyśle powstaje złudzenie. Mogą wystąpić dwa rodzaje działania:
albo zareaguje tak, że da się zamknąć w działaniu, albo je zahamuje. Nawet jeśli złudzenie czy emocje nie pojawiają się od razu, ponieważ wiadomym jest, że to dominujące stany powodują ich nieprzerwany ruch, czy "wydobywanie tego" nie oznacza zwyczajnie pozwolenia na ich pojawienie się? Ja nawet
poszedłbym ich szukać. Około siedmiu czy ośmiu lat temu miałem problem z
zazdrością. Nienawidziłem zazdrości. Widziałem, że zazdrość jest moim
wewnętrznym problemem, tak więc zdążałem do jej zniszczenia. Kiedy ten
stan się pojawiał, myślałem: „O Boże, znów tu jest. Musze postarać się
sobie z tym teraz poradzić. Co powinienem zrobić?” Człowiek powinien
mieć w sobie współczującą radość (mudita) dla tych, o których jest
zazdrosny. Tak więc myślałem: „Jestem bardzo szczęśliwy z takiego a
takiego powodu. Jestem bardzo szczęśliwy, że mu się udało.” Ale nie
myślałem poważnie o ani jednym z tych słów. Po prostu kłamałem przez
zaciśnięte zęby. To nie był sposób na rozwiązanie problemu. Stłumiałem
go tylko, niszczyłem, a on i tak wracał, uderzając we mnie. Jak twoi mnisi odnoszą się do ciebie, Czcigodny? Czy są to podobne relacje, jakie były między tobą a Ajahnem Chah? Mnisi, którzy są teraz ze mną są pełni szacunku. Są bardzo dobrą Sangą. Miałem czasem mnichów, którzy sprawiali trudności. Ale człowiek uczy się także w takich sytuacjach. Trudni mnisi, którzy kogoś nie lubią lub nie szanują, mogą go nauczyć niesamowicie dużo. Powodują starcie. Ale czy to nie spowodowałoby problemów w Sandze? Cóż, uczymy się jak sobie radzić z problemami, a nie tworzymy idealne środowisko. Jak doradziłby Czcigodny jednemu ze swoich mnichów, jeśli miałby wątpliwości co do przestrzegania pewnych nakazów? Np. jeśli jeden z mnichów poczułby, że idąc do Londynu, lepiej byłoby wdziać ciuchy człowieka świeckiego zamiast szat mnicha. Nigdy nie nosimy świeckich ubrań. Tak więc nie potrzebna jest żadna rada. Nie do
pomyślenia. Ale ogólnie rzecz biorąc, to bardzo indywidualna kwestia.
Człowiek musi wziąć pod uwagę wiele rzeczy. Jednakże cała rzecz polega
na sprawieniu, aby mnich znał swoją intencję, aby wiedział co robi, nie
zaś na zmuszeniu czy ustawianiu ludzi. Myślałem kiedyś, że mnisi z tradycji Theravada interpretują śluby bardzo dosłownie. Jednak kiedy obserwuję ciebie Czcigodny i Bhikkhu Sucitto widzę, że Vinaya może być użyta jako lekcja w rozwijaniu uważności. To wszystko czym jest. Racja. To naprawdę dobre narzędzie. Ale tak jak wspomniał Czcigodny, nakazy mogą stać się nerwicową dyscypliną. Racja. Po
pierwsze to musi być jak ćwiczenie. Człowiek się ćwiczy. Kiedy ktoś uczy
się grać na pianinie, niemożliwe jest, aby zaczął od wariacji melodii.
Najpierw ten ktoś musi się nauczyć melodii. Początkowo musi rozwinąć
swoje umiejętności i wypracować koordynację. Musi powtarzać czynności,
takie jak siedzenie godzinami, dopóki nie osiągnie danej umiejętności.
Wtedy może grać podstawowe melodie poprzez naśladowanie. Ostatecznie
kiedy umiejętności się rozwijają, nie musi już więcej naśladować czy
kopiować. To naturalne. Wtedy może już grać wariacje, które stają się
przyjemne dla ucha. Ale jeśli ktoś próbuje grać wariacje przed poznaniem
melodii, może to być bardzo nieprzyjemne – dla wszystkich. Czcigodny naucza wszystkich na równi, prawda? Tak. W Chithurst mniszki są w dużym stopniu częścią klasztornego
|
|
***************************** Tekst do bezpłatnego rozpowszechniania. Możesz wydrukować kopię tego tekstu na własny użytek. Możesz przeformatować ten dokument i w tak zmienionej formie rozprowadzać na komputerach lub w sieciach komputerowych, pod warunkiem, że dostęp oraz dalsza dystrybucja pozostaną bezpłatne. W każdym innym wypadku zastrzega się wszelkie prawa. tłumaczenie: Maudgalyayana (metta.pl) Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/ *****************************
|
|
Source : http://sasana.wikidot.com
|
|